Era blogów podobno minęła. Zakładanie bloga w 2023, prawie 2024 roku to szaleństwo. Świetny sobie znalazłam sposób na marnowanie czasu. Niemniej czuję ekscytację. Nie do końca wierzę, że to wypali, ale mam na to małą nadzieję. Zaczynam tym krótkim tekstem, który jest dla mnie rozgrzewką, przed czymś „bardziej na poważnie”. Na tym blogu chciałabym dzielić się swoimi doświadczeniami i spostrzeżeniami z różnych dziedzin projektowania, ale zanim zacznę to robić, wypada chyba napisać DLACZEGO.
Od zawsze interesowałam się architekturą.
Architektką chciałam zostać od tak dawna, że nawet tego nie pamiętam. Od zawsze kochałam tworzyć, uwielbiałam tematy okołobudowlane i często byłam chwalona za „rysunkowy talent”. Wybór studiów na kierunku architektury był więc oczywisty.
O dziwo, kiedy dostałam się na studia, okazało się, że to nie do końca jest to, czego oczekiwałam. Sama długo nie rozumiałam, dlaczego mimo składania sobie wcześniej obietnic 100-procentowego fokusu na studiach, cały czas znajdowałam sobie jakieś inne, ciekawsze zajęcie. Dzisiaj widzę, że moja podświadomość była mądrzejsza ode mnie. Ona już wiedziała, że to nie moja droga, podczas gdy ja nie byłam w stanie tego przyznać ani przed innymi, ani nawet przed samą sobą.
Połączenie studiów na architekturze z pracą było trudnym przedsięwzięciem — delikatnie mówiąc. Kilkakrotnie rezygnowałam z uczelni i na nią wracałam. Z perspektywy czasu, sama sobie współczuje tej presji, która mną wtedy kierowała.
Przełomowa praca
Moja pierwsza istotna praca w dziedzinie projektowania wiązała się ze stanowiskiem dekoratora tzw. visualmerchendisera w marce z designerskimi meblami. Nie skłamię, jeśli powiem, że ta praca nauczyła mnie nie mniej niż tych kilka semestrów na architekturze. Dała mi unikalną perspektywę na design, a przede wszystkim dużą pewność siebie w projektowaniu.
Nie tak daleko leży grafika od architektury.
Pomiędzy pracą a studiami, zaangażowałam się też w projektowanie graficzne. Dołączyłam wtedy do grupy poliż.dizajn, z którą to postanowiliśmy zawalczyć z kiczem na rynku pamiątek. To doświadczenie pozwoliło mi odkryć jeszcze jedną dziedzinę, w które mogę się kreatywnie spełniać. I co ważniejsze, pokazało mi, że żeby czuć satysfakcję z tego, co tworzę, potrzebuje, żeby szła za tym jakaś idea.
Gdy opisuje to w taki sposób, wygląda to na w miarę spójny i uporządkowany ciąg zdarzeń. W rzeczywistości jednak ostatnie lata były wypełnione mnóstwem różnych projektów, z różnych dziedzin, a każde z nich miało wpływ na moją dzisiejszą perspektywę. Nie jestem pewna czy potrafiłabym je ubrać w jeden logiczny tekst, który by Cię drogi czytelniku nie zanudził.
Dzisiaj więc wymieniam nie wszystkie, ale najbardziej oczywiste elementy mojej drogi. Wszystkie mnie czegoś nauczyły i wszystkie dają mi radość, ale żadne w pojedynkę. Dalej potrzebuję eksplorować inne dziedziny projektowania i czuję, że ciągle jestem na początku swojej drogi. Wbrew zdrowemu rozsądkowi, mam nadzieję, że nieprędko zawężę swoją specjalizację.
Od jakiegoś czasu bardzo mnie ciągnie w kierunku ilustracji. Może to będzie strzał w 10tke? A może nie muszę wybierać?